Żółw morski, słonie, delfiny, egzotyczne owoce, mango lassi, curry, oraz herbata – to w skrócie nasze wakacje na Sri Lance 🙂

Sri Lanka choć mniejsza od Polski 5 razy, to trudniejsza do przemierzania wzdłuż i wszerz ze względu na słabe drogi, górzyste tereny i zwariowany ruch drogowy. Dodatkowym ograniczeniem do zwiedzania całej wyspy na raz, jest sezon monsunowy, który występuje albo we wschodniej, albo na zachodniej części wyspy.

Dlatego ograniczyliśmy nasze zwiedzanie do niewielkiego kawałka skupiając się na cudach natury. To chyba nawet modne teraz. Takie wakacje w stylu SLOW 😉

Na liście życzeń było po pierwsze: zobaczyć żółwia morskiego i może wieloryba, po drugie: odwiedzić słonie, po trzecie: zjeść jak najwięcej nieznanych owoców. Wyznaczyliśmy też sobie ‘czalendż’, aby jeść tylko lokalne potrawy 🙂

mapa

Wrzucę tu wskazówkę, że taniej do Sri Lanki leci się z Kijowa 😉 Najlepiej kupić oddzielne loty do Kijowa, a potem z Kijowa do Colombo. W Kijowie było fajnie, ale nie mam rysunków, więc przejdę od razu do miejsca, które zmieniło moje postrzeganie o wakacjach nad morzem 😉

Chodzi mi tu o NIlaveli na Sri Lance – istna idylla. Puste, piękne plaże, niedaleko wyspa Coral Island i Pigeon Island, gdzie można sobie posnorkelować 🙂 My wybraliśmy Coral Island, która jest mniej popularna, a co za tym idzie prawie nie zniszczona. Podobno rafy kolarowe wokół Pigeon Island zostały połamane przez tych co nie umieją pływać i chodzą po rafach 🙁

Rafa wokół Coral Island jest piękna i nie ma tam prawie turystów. Widzieliśmy sporo krabów, skalary, ryby, których nie umiemy nazwać oraz żółwia. Jeden jedyny, ale ogromny i z gracją zwiewający od nas przez jakieś 1-2 minuty. Tyle mu zajęło powolne oddalenie się na głębszą wodę 😉

maciekturtle

Plaża w Nilaveli jest pusta, jeśli nie liczyć krów, psów i mew. W drugiej połowie dnia pojawiają się też rybacy, którzy wyciągają sieć z morza. Wygląda to trochę jak przeciąganie liny – rybacy kontra morze. Po kilku godzinach (!) wyjmują sieć na brzeg i rozpoczyna się sortowanie ryb. Towarzyszą im tłumy ptaków, psów, którzy czekają na odpadki, oraz kilku turystów w tym my.

Turyści mają zadanie w postaci ratowania niejadalnych ryb, które rybacy wyrzucają na piasek My dzielni turyści ruszamy wtedy do pomocy 😉 Choć tyle możemy zrobić dla natury w ramach zadośćuczynienia. Chociaż ostatnio czytałam, że jedna podróż samolotem, zeruje bycie ekologicznym przez cały rok (!). I tak koło się zamyka…

fisherman on the beachfishermanpuffer party

Trudno było nam się oprzeć też wycieczce w poszukiwaniu wielorybów skoro w Trincomalee znajduje się jeden z najlepszych punktów do wypatrywania tych zwierząt na świecie.

No i … o mały włos nie widzieliśmy wieloryba (!). Hi, hi wiadomo, że to się nie liczy, ale wrażenia były bardzo fajne 🙂 Jeden z nas wypatrzył kółka na wodzie zaraz po zanurzeniu się wieloryba. To oznaczało, że za 15 minut gdzieś wypłynie. I wypłynął, ale daleko od nas, bo my źle oszacowaliśmy kierunek i popłynęliśmy w przeciwną stronę. To nic, może uda się innym razem, a bohaterem tej wycieczki zostaje żółw 😉 Poza tym widzieliśmy mnóstwo delfinów 🙂

HIDDEN_whale_mugaskaHIDING_mugaskafishermandolphins2

Po tej przygodzie nadszedł czas na dżunglę i słonie, więc pojechaliśmy pociągiem do Sigiriya. Jazda pociągiem na Sri Lance to atrakcja sama w sobie 🙂 Szczególnie takim, gdzie cały wagon masz dla siebie i możesz swobodnie siedzieć na schodkach przy otwartych drzwiach. Pociągi są parowe i jeżdżą dość wolno, a przez sporą część jechaliśmy przez park narodowy  Minneriya, w którym mieszkają słonie. Czad! 🙂

train

Na safari pojechaliśmy do parku Kaudulla, który jest bardziej oddalony i akurat przebywało tam mniej słoni, ale za to nie było tłumów. Dla nas bomba, a słoni i tak było dużo 🙂 Słonie migrują między parkami i nie są niczym ograniczane. No może poza natrętnymi turystami, bo niektóre jeepy podjeżdżają za blisko zwierząt nie zważając na to, że są tylko gośćmi na terytorium słoni. Czasami niektórym się obrywa, bo nawet bardzo cierpliwe słonie potrafią przewrócić jeepa, gdy się mocno zdenerwują.

kaudulla1kaudulla2

No i na koniec trochę o jedzeniu. Lokalni jedzą tylko sezonowe warzywa i owoce. Często słyszeliśmy, że czegoś nie ma, bo to nie sezon.

Mimo wszystko jest bardzo duża selekcja owoców, tak dobrych, że nasz młodszy synek zamawiał je czasem na deser zamiast lodów 🙂 Dzień bez soku był dniem straconym, ale na szczęście takich nie było. Mango lassi pycha nad pychami:-) Robi się je z mango i mleka bawolego. Oraz banana roti… chlebek z bananem polany miodem.

fruit shoprestaurant

A po powrocie do domu zaczęłam nagminnie gotować curry, tak nam posmakowało i za każdym razem robię je coraz ostrzejsze. Podobno to kwestia przyzwyczajenia. Także jak nastepnym razem tam pojedziemy (oby!) nie będziemy musieli zamawiając jedzenie mowić ‘please no spice’ 🙂