Lego, Lego, Lego … nasze dzieciaki po prostu szaleją za Lego. Roznoszą je po całym mieszkaniu, w łazience czytają książki o Lego, w kuchni można znaleźć Lego w koszu z owocami, ale często też wyciągamy klocki z naszych kieszeni. Mozna powiedzieć, że zostaliśmy całkowicie “zaLegowani” i nie raz ogarnia nas z tego powodu klockowa frustracja. Jednak gdy patrzymy jak bawią się zgodnie i z wyobraźnią, to przestajemy się denerwować na otaczające nas Lego 😉
Jeździmy też czasem do Legolandu, a w tym roku połączyliśmy wizytę z Lego House. Gdy byliśmy dwa lata temu w Danii, przechodziliśmy często obok dopiero co rozpoczętej budowy Lego House w Billund. Obiecaliśmy sobie wtedy, że wrócimy do Billund gdy będzie już skończony. Poza klockowymi atrakcjami, bardzo polubiliśmy to miasteczko. Nie do końca umiemy określić czemu, ale chyba chodzi o spokojną atmosferę, dużo ścieżek rowerowych i zieleni, oraz fascynującą historię Lego, które doprowadziło do rozwoju tego miejsca.
Złapaliśmy więc powakacyjną promocję w Wizzair i tak udało nam się dostać na zakończenie sezonu w Legolandzie. Przylecieliśmy w sobotę i od razu poszliśmy zobaczyć jak wygląda Lego House. Lotnisko zostało zbudowane oczywiście przez Lego i na upartego można się przedostać stamtąd do miasta piechotą 🙂 My wzięliśmy autobus i po 10 minutach byliśmy na miejscu.
Lego House to niesamowita konstrukcja. Wygląda jak zbudowany z wielkich klocków. Ma kilka tarasów z publicznymi placami zabaw i schody w kilku kolorach wyłożone miękkim podłożem, żeby dzieci mogły na nich poskakać.
Niestety bilety do Lego House mieliśmy kupione dopiero na poniedziałek. Poszliśmy więc do naszej kwatery, gdzie gospodarz zostawił nam rowery do użytku. To było nasze pierwsze doświadczenie z airbnb i naprawdę udane, bo oprócz rowerów miał dla nas 3 bilety do Legolandu, których sam nie zdążył wykorzystać. Szczęście początkujących 😉
Na rowerach wyruszyliśmy na zwiedzanie starych okolic 😉
Na drugi dzień mieliśmy zaplanowany Legoland. Zaczęło się naprawdę dobrze, bo dotarliśmy o 10:01, czyli dokładnie na otwarcie. Mimo, iż był to ostani dzień w sezonie Legolandu, nie było wiele ludzi, ale to pewnie dlatego że było dość chłodno. W zasadzie nie było kolejek, więc do 13 zrobiliśmy większość z tego co mieliśmy zaplanowane, a niektóre atrakcje po kilka razy! 🙂 Po obiedzie zrobiło się trochę ciaśniej, ale też do wytrzymania. Była to nasza pierwsza wizyta w Legolandzie, gdy Robert osiągnął wreszcie magiczny poziom 120cm (wprawdzie w butach i czapce, ale nikt się nie czepiał ;-), co dopuszczało go do większości atrakcji. Gdy można coś zrobić całą rodziną, radość jest podwójna 🙂
Po naprawdę intensywnym dniu, nasze dzieci bawiły się wieczorem … Lego 🙂 Właściciel kwatery zostawił nam do dyspozycji dwa wielkie kosze lego duplo, z którego chłopaki już dawno wyrośli, ale tu w Billund im to nie przeszkadzało. Zbudowali nawet wieżę, która dotknęła sufitu …
Nadszedł w końcu czas na zwiedzanie Lego House. Jako największy zmarzluch w rodzinie, bardzo mnie ta wizja cieszyła (w Legolandzie prawie zlodowaciałam ;-). I tu brak mi słów. Lego House jest po prostu fantastyczny! Twórcy tego miejsca nie pożałowali klocków ani do dekoracji, ani do zabawy. Dodatkowo połączyli Lego z wysoką techniką. Przykładowo można zbudować własną rybę i zeskanować ją, tak żeby pływała w komputerowym akwarium. Jest studio do kręcenia filmów, w którym używa się zaprojektowane przez siebie pojazdy i ludziki. Jest też wielka plansza do gry, gdzie używa się zdalnie sterowanych pojazdów lego technik oraz wiele innych atrakcji dla małych i dużych.
Jest tak niesamowicie, że nawet dorośli uruchamiają resztki swojej wyobraźni i bawią się z dziećmi. Przynajmniej my tak zrobiliśmy i na początek zbudowaliśmy kilku kilogramowego psa 😉
A tak wyglądają szczęśliwe dzieci na jednym z kilku tarasów Lego House.
I na koniec dumna kreacja lego pies 😉