No i znowu wywiało nas do Słowenii. Po raz drugi pojechaliśmy na narty w Słoweńskie Alpy i chyba nie będzie to ostatni raz. Nie na darmo Słowenia reklamuje się poprzez grę słowną sLOVEnia. Coś jest w tym niewielkim kraju, który leży po drodze do sławnej Chorwacji i na granicy z fantastycznymi Włochami 😉
W tym roku podjęliśmy wyzwanie dojechania do Słowenii w jeden dzień. Wstaliśmy o 3 rano i dojechaliśmy tam na 17. W sam raz na obiadokolację 🙂 Na drugi dzień zaczynaliśmy jeżdżenie na nartach w Parku Narodowym Triglav gdzie znajduje się ośrodek narciarski Vogel. Tam też zamieszkaliśmy, co bardzo polecam gdy się jeździ na nartach z dziećmi, a szczególnie z takim jednym śpiochem, któremu nie zależy by być rano na wyciągu i jeździć do upadłego 😉
Kto jeździ z dziećmi na nartach ten wie, że nie jest to łatwa sprawa szczególnie jak jest się narciarskim zapaleńcem jak ja. Z drugiej strony gdy czasem uda mi się wyrwać i pojeździć swoim tempem, już po dwóch zjazdach stwierdzam, że wolę jeździć z resztą stadka 😉 Takie jeżdżenie obejmuje też wspinanie się na ośnieżone góry i czekanie aż dzieciom znudzi się nurkowanie w śniegu. Ten czas można wykorzystać na bazgrolenie w szkicowniku, a powstałe bazgroły można potem dokończyć i oszlifować w domowym zaciszu. Tak właśnie powstały poniższe ilustracje.
W tym roku nasz starszy syn Maciek zafascynował się mierzeniem prędkości i poniżej wariacja na ten temat. Projekt i wykonanie Maciek 🙂
Na koniec wyjaśnię o co chodzi z tytułem bloga. Otóż młodszy syn Robert gdy już się rozbudzi i rozrusza na nartach, podśpiewuje powiedzonko kaczki Katastrofy z “Pan Kuleczka” Wojciecha Widłaka tj. “Narty, narty ziu, ziu, ziu…”. Tak mi to głowy wpadło, że nie potrafiłam wymyśleć innego tytułu 😉
Poprzedni blog o feriach w Słowenii znajdziecie w Zima ’17.